Hay guys !
Przeeeeepraaaszaaaaaam, ale wyszło takie ych nudne. Mało Zialla, bardzo mało za co chcę przeprosić :(
Starałam się zrobić przynajmniej dłuższe, ale jak widać dłuższy nie idzie w parze z dobrym rozdziałem. Będzie dużo przekleństw a do tego jeszcze więcej dialogów, ale oto przed Wami siedem stron i kilka długich godzin przed komputerem, bo jakoś w połowie nie mogłam się za to zabrać:
Wyszło b e z n a d z i e j n i e ! ale jednak wysyłam, w końcu termin o.O
Wróciłem do domu trzęsąc się z zimna. Ciekawe co ma powiedzieć Niall, cały przemoczony, do tego z dłuższą drogą do domu niż ja a wiatr właśnie wzmógł na sile. Mam nadzieję, że się nie rozchoruje.
Dom był pusty, jak zresztą zawsze, więc czego ja się mogłem spodziewać? Wszedłem do swojego pokoju, w którym nic się nie zmieniło. Ostatnimi czasy postanowiłem zamykać go na klucz, by nikt już nigdy do niego nie wchodził. Łóżko pozostałe w tym samym nieładzie, w jakim je zostawiłem; odsunięte szuflady tak samo, jak rano; rozrzucone po całym pokoju ubrania i papiery w tym samym miejscu, jak przedtem. Usiadłem na parapecie i uchyliłem delikatnie okno uprzednio wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Znalazłem jeszcze sprawną zapalniczkę i odpaliłem szybko papierosa, by móc rozkoszować się jego mocnym i gryzącym gardło smakiem. To moja jedyna droga ucieczki od tych wszystkich problemów. Kiedy skończyłem jednego, z paczki zniknął kolejny i tak, dopóki się nie uspokoję i dopóki moje ręce przestaną się trząść. Uchylone okno mało pomagało w wentylowaniu pokoju, bo już po chwili gęsta mgła unosiła się w całym pomieszczeniu. I tak to teraz nie ma znaczenia. Kiedy w końcu wypaliłem całą paczkę postanowiłem położyć się na łóżku, zaprzestając na dzisiaj palenia, bo pomimo wszystkiego martwiłem się o swoje płuca. Rzadko co paliłem więcej niż pięć naraz, a teraz aż cała paczka. Muszę się ograniczać. Chciałem usnąć, ale nie pozwalała mi na to jedna osoba w mojej głowie. Cały czas przed swoimi oczami miałem zdezorientowaną twarz Nialla, którego właśnie poniżyłem. Tak będzie lepiej… dla nas obu.
~***~
Leżę patrząc w swój sufit bo nic innego nie potrafię zrobić. Nie mogłem usnąć o czwartej nad ranem, ponieważ wczoraj już spałem już o siedemnastej. ‘Miło’ spędziłem te kilka godzin – myślałem nad tym wszystkim i w końcu nie wiem do czego doszedłem. Spojrzałem na zegarek. Postanowiłem udać się na pierwszą lekcję łączoną z klasą Nialla, którego staram się ‘ograniczać’ Powoli powinienem się zbierać, tak więc i robię wstając z łóżka i podchodząc do szafy. Wygrzebałem z niej moją ulubioną kremową podkoszulkę, szarą koszulę oraz spodnie w tym samym odcieniu co podkoszulka i ruszyłem w stronę łazienki. Zwyczajnie nie mam ochoty na .. na nic, lecz dzień spędzony w jakimkolwiek towarzystwie bardziej przypadł mi do gustu, niż pozostanie w pustym domu.
Zdjąłem z siebie wczorajsze ubrania, w których zasnąłem i wszedłem pod prysznic odkręcając kurki z ciepłą wodą. Miałem nadzieję, że gorąca woda ukoi moje ciało, lecz chyba przeliczyłem się możliwości zwykłej wody. Wcierałem w ciało żel o mocnej woli czekolady i wanilii a we włosy szampon o mniej słodkim zapachu. Po chwili wysuszyłem mokre ciało ręcznikiem ubierając wcześniej przyszykowane ubrania i podchodząc do lustra, by ułożyć włosy. No tak, zajmie mi to dłuższą chwilę… albo nie, tym razem muszę się pospieszyć, ponieważ uprzednio sprawdzając ekran telefonu, by dowiedzieć się która jest godzina, odkryłem, że chyba zbyt długo spędziłem pod prysznicem. Szybko spryskałem się moimi ulubionymi perfumami i wyszedłem z łazienki zbierając plecak i wrzucając potrzebne książki na dzisiaj. Po chwili zbiegłem po schodach na dół, by złapać w biegu jabłko, ubrać białe conversy, zarzucić na siebie kurtkę z kapturem i wyjść na zewnątrz. Po spotkaniu z zimnym powietrzem, moje ciało przeszedł dreszcz. Zarzuciłem kaptur na głowę zasuwając kurtkę pod samą szyję a ręce chowając do kieszeni udałem się w stronę szkoły. Kto by przypuszczał, Zayn Malik wstający wcześniej na lekcję przez małego Irlandczyka. Zaśmiałem się na tą myśl i przyśpieszyłem kroku widząc budynek szkoły.
Kiedy byłem już w środku, gdzie zamiast przeszywającego wiatru panowało przyjemne ciepło, po raz pierwszy czułem się przyjemnie w szkole. Kolejna myśl, która wywołała uśmiech na mojej twarzy. Zza rogu korytarza ujrzałem znajomą mi postać: szare, obcisłe rurki, burza brązowych loków na głowie i granatowy podkoszulek z głębokim dekoltem. Otoczony przez wianuszek dziewczyn nawet mnie nie zauważył… oj tak, cały Harry. Gdyby miał pozostać na bezludnej wyspie z możliwością wybrania czegokolwiek, co lub kogokolwiek co zabrałby razem ze sobą, byłaby to na pewno jakaś dziewczyna, niezależnie od jej wieku. No cóż, każdy ma swoje słabości. Dołączyłem się do grona ‘zainteresowanych’ Harrym i szturchnąłem go lekko łokciem, by zwrócić jakoś jego uwagę. Chyba podziałało, bo natychmiast przeprosił dziewczyny i ciągnąc mnie za rękaw zaprowadził w mniej zatłoczone miejsce.
-Gdzie się wczoraj do cholery podziewałeś?! Miałeś przyjść do mnie, jak się umawialiśmy? – rzekł ze złością. Na jego słowa przybiłem z otwartej dłoni w czoło dziwiąc się własnej głupocie. Przez ostatni tydzień tylko o tym rozmawialiśmy… Harry załatwił podobno dobry towar od jednego chłopaka ze szkoły, lecz zanim ten miał nam to wręczyć, my musieliśmy w zamian wymienić się z nim ‘tabletkami’, które ostatnio są dość rzadko do załatwienia. Kiedy już dotarło do mnie, jakim to ja jestem debilem, spytałem z nadzieją w głosie.
-Błagam, powiedz, że jakoś udało ci się dostać ten proszek. – kiedy wypowiedziałem te słowa, Harry schował dłoń do kieszeni by następnie wyciągnąć z niego mały woreczek. Odetchnąłem z ulgą.
-Mam, ale stwierdził, że to ostatni raz. Masz dzisiaj przynieść te pieprzone tabletki do mnie, żebym mógł mu je doręczyć. – powiedział przez zaciśnięte zęby. No tak, Loczek nigdy nie potrafił opanować swoich nerwów, zresztą tak samo jak i ja. Odkąd tylko pamiętam byliśmy razem, nierozłączni od dzieciństwa i dużo cech jednej osoby przechodziło na drugą. Czasami dobre, lecz częściej te gorsze. Uśmiechnąłem się przepraszająco do Harrego zarzucając rękę na jego kark mierzwiąc mu włosy dłonią. Uwielbiam go, lecz czasami najchętniej zrzuciłbym z klifu. Nie, nie przesadzam, jest wkurwiający w niektórych momentach. Curly próbował wyrwać się z moich objęć, ponieważ te puste lalki, które otaczały Harrego, aktualnie przyglądały się całemu temu zajściu, lecz ja wolałem się trochę z nim podroczyć. Przyciągnąłem go jedną ręką w talii bliżej siebie, nie pozwalając by się wyrwał, a drugą ujmując jego twarz i całując w policzek. Trzymałem go krótką chwilę w tym uścisku, ponieważ po kilku sekundach odsunął się ode mnie patrząc na reakcję dziewczyn, w końcu to liczy się dla niego najbardziej. Zaśmiałem się widząc zdezorientowaną minę przyjaciela, kiedy to jego plastikowe laleczki śmiały się i szeptały pomiędzy sobą wskazując palcami w naszą stronę.
-Ojj skarbie, chodź już – powiedziałem po czym ponownie przyciągnąłem go do siebie i nie zdejmując ręki z talii chłopaka szepnąłem do jego ucha, wiedząc, że nadal jesteśmy w zasięgu wzroku ów dziewczyn – czyżbyś się mnie wstydził kocie? – rzekłem odwracając głowę przez ramię, by ostatni raz spojrzeć w stronę głupiutkich pustaków. Przepraszam, ale ja dobrych zdań nie mam o utlenianych blondynkach w różowych i skąpych spódniczkach, toną makijażu, sztucznych rzęsach i jeszcze do tego sztucznych cyckach. Poza tym, dziewczyny… już w ogóle mnie nie kręcą. Jeszcze rok temu zdawało się, że w przyszłości założę rodzinę, będę miał piękną żonę z gromadką dzieci a w przyszłości zostanę dziadkiem. Teraz widzę swoją przyszłość jako samotny, bezdomny ćpun wyzywany od nienormalnych i to wszystko przez moją orientację. Głupie, prawda? Może się to wszystko zmieni, to nastawienie do życia. Obawiam się co będzie w przyszłości, ale jak to przystało na mnie, muszę udawać, że mnie to nie rusza. Kiedy obejrzałem się za siebie napotykając grupkę dziewczyn z piskliwymi głosikami krzyknąłem w ich stronę – Nie martwcie się, zajmę się waszym Harrym – moje słowa zostały odebrane kolejnymi chichotami ze strony dziewczyn oraz łokciem Harrego uderzający w moje żebra. Zgiąłem się lekko na ból, którym mnie ‘obdarował’, lecz ponownie odwróciłem głowę, kiedy to dotarło do mnie, do kogo należy blond czupryna chłopaka idącego za nami. Nie myliłem się. Chłopak, który podążał w tą samą stronę co my, to był Niall. Miał schowane ręce w kieszeni jego czarnych, obcisłych spodni, rozsuniętą do połowy bluzę spod której widniał błękitny podkoszulek podkreślający kolor oczu chłopaka, a na jednym z ramieniu zarzucony plecak. Wyglądał uroczo z zarumienionymi policzkami od zimna i poszarpanymi od wiatru włosami. Uśmiechał się w naszą stronę. Widocznie przyglądał się naszemu zachowaniu, a bardziej mojemu, bo Hazza nawet nie zgadzał się na takie traktowanie i do tego przy jego paniach. Również posłałem w jego stronę uśmiech, na co zwrócił wzrok na swoje buty, lecz po chwili ponownie zerkając na mnie. Kiedy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem, jak oparzony zwróciłem wzrok przed siebie przyciągając jeszcze bliżej przyjaciela. Ten jedynie zaśmiał się pod nosem mówiąc, że kiedyś mnie za to zabije.
~*~
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek, w najmniej odpowiednim momencie jak dla mnie. Właśnie przypatrywałem się Irlandczykowi, który został wciągnięty w kółko żwawo dyskutujących dziewczyn. Chyba nie do końca się mu to podobało, do czasu, kiedy przyszła mała blondynka i … pocałowała go w policzek. Odwróciłem głowę wbijając wzrok w moje conversy. Ych, jestem żałosny, bo w końcu kto jest zazdrosny o chłopaka, którego stara się unikać i … to naprawdę skomplikowane. W każdym razie nie byliśmy, nie jesteśmy, nie będziemy nigdy razem i wbij to sobie Malik do tej głowy. Spojrzałem jeszcze raz na blondyna uśmiechniętego od ucha do ucha, kiedy to, chyba Alyy, Aliieee, Alieesoooo, Alyson - tak! Kiedy to ona szeptała mu cos do ucha. Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek. Chwyciłem swój plecak i przechodząc obok blondynki posłałem jej mordercze spojrzenie. Kiedy wszedłem do klasy rozejrzałem się analizując każdy krok Nialla. Usiał na samym tyle wraz z jego nową koleżanką, którą najchętniej teraz bym udusił. Tak, zdecydowanie jestem zazdrosny…
Harry kierował się na nasze stałe miejsce, lecz chwyciłem za jego rękaw, by się zatrzymał. Spojrzał na mnie trochę zdezorientowany, lecz ja pociągnąłem go za sobą do ławki na drugim końcu sali. Jednym spojrzeniem dałem do zrozumienia jakiemuś kujonkowi w okularach z czarną oprawką, że my zajmujemy od teraz to miejsce, lub przynajmniej na tą jedną lekcje. Pośpiesznie zwinął się z krzesła a ja wraz z Harrym zasiedliśmy do ławki.
-Mogę wiedzieć dlaczego tutaj siedzimy ? – zapytał mrużąc oczami i podnosząc obie ręce na wysokość ramion. ‘Bo chciałbym popatrzeć na Nialla a tutaj nie zorientuje się, że jest obserwowany przeze mnie?’ –głos w mojej głowie podpowiadał mi takie wytłumaczenie, lecz wolałem inaczej odpowiedzieć, innymi słowy nie zdradzać moich celów.
-Och, Jezu. A to już nie można zmienić miejsca? – parsknąłem ironicznie i wygodniej rozłożyłem się na krześle, o ile można w ogóle wygodnie na tym kawałku deski usiąść. Harry najwyraźniej zrezygnował z dalszego drążenia tematu i również podążył w moje ślady. Wyrwał kawałek kartki z zeszytu i zaczął coś na niej pisać, rysować później kreślić i miąć wyrywając kolejną… jego to nigdy nie zrozumiem. Kiedy przyjaciel był zajęty dalszym bazgraniem po kartkach, wykorzystałem okazję i zerknąłem w stronę Nialla. Tak, zachowuję się jak jakaś nastolatka podglądająca swojego idola. Obserwowałem przez chwilę jak w pełnym skupieniu przysłuchuje się nauczycielowi, przynajmniej stwarzał takie pozory, ponieważ ze wzrokiem utkwionym w tablicę słuchał tego, co Alyson szeptała do niego. Czy już mówiłem, że nienawidzę tej dziewczyny? Zresztą nieważne…
Poczułem jak Loczek dźga mnie łokciem i przysuwa jedną z wyrwanych kartek poszarpanych po rogach od nieudolnego wyszarpywania. Chcąc nie chcąc otworzyłem ją i zauważyłem koślawy rysunek mnie obściskującego się z Niallem. Czy on nie ma nic lepszego do roboty? Takie zabawy zaliczają się do czasów z przedszkola… Zmiąłem natychmiast kartkę uprzednio podpisując rysunek jako ‘Harry i Pani po 90’ dołączając duże serce i rzuciłem przed siebie trafiając w jakiegoś ucznia. Kiedy spojrzałem na przyjaciela na jego twarzy widniał ironiczny uśmieszek. Posłałem w jego stronę niezrozumiane spojrzenie, które najwyraźniej odebrał jako przyznanie mu panowania nad tą sytuacją.
-Co się tak spiąłeś na Nialla? – zapytał dołączając swój uśmiech typu ‘mam cię tutaj’ – jak tam u niego? – dodał po chwili a ja miałem ochotę go udusić. Wszyscy byliby mi wdzięczni.
-Harry debilu, kiedy powiedziałem ci o tej nocy z Niallem to miałeś nikomu nie mówić. I tak dobrze, że wszyscy wzięli to za głupi żart. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby próbując opanować swoje emocje. Często żałowałem, że Bóg nie dał mi więcej cierpliwości i opanowania podczas, gdy w takich momentach jak te, zdecydowanie by się przydały.
-Mi tam nie przeszkadza, że jesteś gejem ale…- nie dane mu było dokończyć bo natychmiast przerwałem swoimi słowami przesyconymi jadem.
-Zamknij się, dobrze?! I to nie jest tak, jak mówiłem… - chciałem powiedzieć mu prawdę, chyba tylko ja, Irlandczyk i Liam ją znają. Mogło by być tak dalej, ale trochę ciężko żyć z kłamstwem ukrywając ją przed najbliższą osobą. Zaczerpnąłem powietrze wypuszczając je z świstem.
-To niby jak. – zapytał Harry najwyraźniej nie zauważając, że to dla mnie jest trudne. Chyba się rozmyśliłem, nie mogę mu tego powiedzieć. Ale jeżeli nie teraz to kiedy? Nie, nie ma mowy nie powiem mu tego. – to jak?! Odpowiesz w końcu?! – rzekł zaciskając w pięści swoją dłoń na moim rękawie. Spojrzałem na jego rękę a następnie w oczy wyraźnie zdenerwowane moim zwlekaniem. Chciałem poinformować go, że jednak boli mnie zaciskająca się pięść na mojej ręce, lecz nie zważał na to uwagi, przez co sam strąciłem ją z siebie.
-Nie ważne, weź się czymś zajmij – odparłem po chwili zdając sobie sprawę, że to nienajlepszy pomysł, by wiedział. Najwyraźniej Harry nie chciał dać za wygraną. Mogłem to bardziej przemyśleć i powiedzieć coś głupiego, co kompletnie nie jest prawdą i wręcz nic nie znaczy, lecz teraz przez moje głupie ‘nie ważne’ Loczek będzie drążyć temat nie dając mi wyjścia.
-Masz mi powiedzieć teraz. Co nie jest tak, jak mówiłeś? – powiedział podirytowany moim zachowaniem. Wkopałeś się Malik. Przez chwilę analizowałem wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’, jednak już postanowiłem, mam nadzieję, że … ych, nieważne.
-On tego nie chciał, okej? – szepnąłem prawie niesłyszalnie modląc się, by nie dotarły do niego te słowa. Nie miałem pewności jak zareaguje.
-Że co kurwa?! – wrzasnął starając się trochę ściszyć ostatnie słowo. Czyli jednak usłyszał… Chwycił mnie ponownie za ramię starając się, bym wrócił swoim wzrokiem na jego osobę. Jak bardzo chciałem w tym momencie przysłowiowo ‘zapaść się pod ziemię’. To chyba nie był dobry pomysł, by mu o tym powiedzieć. Nadal odbiegałem wzrokiem od przyjaciela, który nieustannie starał zwrócić mnie w jego stronę – spytałem że-co-kurwa?! – powtórzył, nie zauważając żadnych rezultatów po ostatnim pytaniu. Spoglądałem w biały sufit z drżącymi wargami, po chwili jednak spojrzałem na przyjaciela, lecz ponownie uciekłem wzrokiem tym razem na moje dłonie spoczywające na udach, które wyłamywałem z całych tych nerwów. Postanowiłem się w końcu odezwać, nie chciałem tego zwlekać.
-Nie chciał tego. On-tego-nie-chciał… Zmusiłem go – szepnąłem podnosząc głowę, by spojrzeć na Harrego. Ten jedynie pokiwał głową z dezaprobatą nadal nie dowierzając moim słowom, odwrócił głowę kierując wzrok na Nialla wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Na całe szczęście w tym momencie zadzwonił dzwonek, który był najbardziej wyczekiwanym, spośród innych. Chwyciłem za plecak wrzucając moje książki do niego i szybko ruszyłem za Harrym, który zdążył już wcześniej wyjść z sali. Zatrzymałem go na korytarzu chwytając za granatową podkoszulkę, którą jednocześnie trochę zmiąłem, i szarpnąłem go w moja stronę.
-Zostaw mnie debilu! Czy ty wiesz, że… Kurwa mać. Ty jesteś normalny?! – krzyczał na cały głos zwracając na siebie uwagę przechodzących uczni. Co ja bym dał, by cofnąć czas… najlepiej do tej imprezy. Jednak każdy uczy się na swoich błędach niezależnie od tego, ile razy popełnimy ten sam. Przecież każdy zasługuje na drugą szansę, prawda? Na każdą następną także i kolejną i jeszcze jedną i… nie, to głupie. – Puść mnie i nie dotykaj nigdy więcej! Jesteś nic niewartym, jebanym... – nie dokończył, ponieważ nie wytrzymałem tych obelg ze strony najlepszego przyjaciela. Od zawsze, od kiedy pamiętam wybaczaliśmy sobie wszystko. Co prawda zdarzały się ostre kłótnie, ale zapominane jeszcze tej samej godziny. Jednak to zdecydowanie co innego. Nigdy nie widziałem, by Harry zachowywał się w taki sposób, oczywiście w stosunku do mnie. Spojrzałem w jego przepełnione od gniewu i nienawiści oczy i dałem upust swoim emocją, które zbyt długo dusiłem w sobie. Przyciągnąłem go bliżej stając z nim twarzą w twarz i wysyczałem szarpiąc za luźny podkoszulek chłopaka.
-Jak mnie nazwałeś ty suko? – Przez chwilę widziałem strach w jego oczach, lecz Harry odepchnął mnie od siebie rzucając o ścianę.
-Spierdalaj, powiedziałem żebyś mnie nie dotykał, nie dotarło?! – krzyknął i odwróciwszy się na pięcie skierował w stronę wyjścia. Na koniec, najwyraźniej przypominając sobie o czymś zatrzymał się na środku korytarza zaciskając dłonie w pięści odwrócił głowę – sam zanosisz mu te pieprzone tabletki – odparł i zniknął za rogiem korytarza. Czyli na dzisiaj mam z nim spokój.
Oszołomiony poprawiłem swoją szarą koszulę i rozejrzałem się po korytarzu. Uczniowie powoli się rozchodzili, widząc, że już koniec całej tej scenki, jednak jeden pozostał w miejscu. Kto inny martwiłby się o mnie, jak nie Niall niepewnie stojący kilka metrów przede mną? Najwyraźniej wahał się, czy podejść czy nie, jednak wybrał tą gorszą wersję…
Chciał coś powiedzieć podchodząc jeszcze bliżej mnie uporczywie trzymając ręce w kieszeni, lecz wolałem go uprzedzić. Wiedz, że jesteś teraz najmniej odpowiednią osobą, która powinna mnie pocieszać.
-Niall radzę ci odejść, bo mogę powiedzieć coś, co niczym miłym nie będzie – szepnąłem przez zaciśnięte zęby. Starałem się opanować, przynajmniej w stosunku do niego. Zmieszał się na moje słowa, lecz po chwili ocknął się i przeszedł obok rzucając ciche ‘przepraszam’…
~*~
Koniec zajęć. Każdy śpieszył się, by jak najszybciej wrócić do domu, że po kilku minutach od dzwonka, nikt nie znajdował się na korytarzu. Dostałem informacje od woźnej, że mnie wraz z blondynem czeka sala chemiczna a dokładniej musimy wszystkie te szklane probówki, czy cokolwiek to jest, wyczyścić. Gdybyście tylko wiedzieli, ile tego się tam znajduje.
Udałem się piętro wyżej, gdzie miałem spędzić minimum godzinę wraz z Niallem, którego najwyraźniej tam zastanę. Mozolnym krokiem pokonywałem następne schodki, które swoją drogą mogliby zastąpić ruchomymi schodami, mniej wysiłku. Kiedy w końcu po dwudziestu-pięciu czy dwudziestu-czterej ych.. pogubiłem się w liczeniu, schodach dotarłem na upragnione piętro, skierowałem się na sam koniec korytarza skąd przez lekko uchylone drzwi docierał dźwięk tłuczonego szkła. Zaśmiałem się pod nosem i wszedłem do środka rzucając swój plecak pod ścianę. Niall stał z pudłem tych wszystkich probówek, lejków i czegoś tam jeszcze, patrząc na ziemię, gdzie leżało kilka potłuczonych zlewek i koleb z czego pamiętam te nazwy z ostatniej lekcji, kiedy to uczyliśmy się ‘podstawowych przyrządów’, gdy nauczycielka zorientowała się, że nawet i tego nie umiemy. Kiedy zauważył mnie posłał uśmiech, który po chwili zamienił się w grymas, gdy spojrzał na potłuczone szkło. Podszedłem, by zabrać od niego kartonowe pudło z, jak się po chwili okazało, dość ciężkim wyposażeniem, by następnie położyć na jednej z ławek. Blondyn w tym czasie zaczął ostrożnie zbierać kawałki szkła na swą dłoń a ja dołączyłem się do niego.
-Mam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że kilka zniknęło- powiedział na co zareagowałem donośnym śmiechem. Chyba lepiej rozluźnić już i tak napiętą atmosferę, w końcu przed nami z dziewięć dni przebywania w swoim towarzystwie, jak dobrze policzyłem. Właśnie zgoniłem się w myślach. Malik debilu, a zapomniałeś o swojej zasadzie ‘co dla niego lepsze i dla ciebie również’?! … więc się jej trzymaj. Chyba Niall nie wiedział, że właśnie toczyłem kłótnie z samym sobą, bo uśmiechnął się do mnie najbardziej uroczo jak tylko potrafił. Rozpraszał mnie a ja debil patrzyłem na niego zapominając, że jestem Zayn Malik i to wystarczy jako usprawiedliwienie oraz brzmiało wręcz jak rozkaz, bym przestał się mu przypatrywać. Kiedy już sprzątnęliśmy ten mały bałagan powstały przez Irlandczyka, wzięliśmy się za zadaną nam pracę. Dużo probówek nie nadawało się do użytkowania z powodu wszelakich pęknięć, jednak nasza nauczycielka chemii bardzo się z nimi hmm… zżyła, że zabroniła jakiekolwiek wyrzucać. Obsesja jakaś? Rozumiem, niektórzy przywiązują się do swoich zwierząt, samochodów czy niektórych miejsc, ale żeby do jakiegoś szkła, serio? Są ludzie i parapety za przeproszeniem… Mokrą szmatką ścieraliśmy kurz z dawno nieużywanych przyrządów chemicznych i ustawialiśmy z powrotem do pudeł. Nic lepszego nam zadać nie mogli. Odetchnąłem głęboko podirytowany moimi bezsensownymi myślami. Chociaż lepsze to niż zawracanie sobie głowy Niallem, stojący w całej swojej okazałości przede mną. Kiedy przypomniałem sobie ostatnie słowa, które były skierowane do niego, było mi głupio. Teraz nagle szanownemu panu Malikowi sumienie wróciło. Chciałem raz na zawsze pozbyć się tego pieprzonego głosu w mojej głowie, który ostatnimi czasami ma coraz więcej racji i jeszcze częściej potępia moje zachowanie. Chyba czas coś z tym zrobić, ale jak…?
-Przepraszam- szepnąłem, dziwiąc się samemu sobie, że to powiedziałem. Tak, moje sumienie nagle wróciło, zaś racjonalne myślenie wolało mnie opuść. Niall spojrzał na mnie chyba równie zdziwiony co ja, nie do końca wiedząc, jak ma na to odpowiedzieć i co do końca moje słowa oznaczają. Zmarszczył swoje czoło i na chwilę zaprzestał czyszczenia probówek.
-Ale, za co…? – Spytał z zamiarem dopowiedzenia jeszcze czegoś, lecz skończyło się tylko na tym, najwyraźniej wolał zamilknąć. Podejrzewam, że miało to być ‘za co dokładnie’ lecz już nie wnikam. Nie miałem pewności, on w przeciwieństwie do mnie potrafi nie mówić czegoś, co może się źle skończyć.
-Jak to za co, za wszystko –mówiąc to postradałem chyba wszystkie rozumy. Przecież tak nie zachowuje się chłopak, którym jestem, lub którego udaję się grać. Po chwili wyrwały mnie słowa Nialla, które przybrały spokojną barwę głosu.
-Przecież nie ma za co – rzekł uciekając ode mnie wzrokiem i wracając do polerowania szklanej probówki. Raczej nie wiedział co dokładniej odpowiedzieć. Czyli nie tylko ja jestem zdziwiony swoim zachowaniem. Podejrzewam, że najchętniej by mi teraz wszystko wygarnął, lecz czego ja się oszukuję? Przecież tego nie zrobi, on nie jest taki jak ja. Chciałbym go zmusić, by powiedział mi wszystko, jaką niechęć do mnie czuje, tylko wątpię, że udało by mi się tego dokonać. Tylko raz wyprowadziłem go z równowagi, przez co musiał się ze mną męczyć przez kilka dni i czeka nas jeszcze kilka innych przebywając w swoim towarzystwie..
-Niall, jest. Jest za co przepraszać – powiedziałem znacznie głośniej. Kiedy to do mnie dotarło, że przeze mnie na pewno wiele rzeczy się w jego życiu zmieniło, ile szkód mu narobiłem moim zachowaniem i kiedy to on mi tylko mówi, że nie ma za co przepraszać, zawładnęła mną irytacja bezsensownym zachowaniem. Nie rozumiałem tego. Ja zepsułem mu życie a on nie ma do mnie urazy? I kto mi teraz powie, że to normalne. Nawet nie zorientowałem się, że w rękach ściskałem jedną probówkę. Usłyszałem pęknięcie szkła a po chwili z moich dłoni leniwie ciekła krew. Przyglądnąłem się moim ranom otwierając szerzej dłonie i zobaczyłem kilka odłamków szkła wbitego w skórę, nie było to poważne .Irlandczyk natychmiast przysunął się bliżej ujmując moje dłonie. Stwierdził, że należy usunąć szkło i delikatnie jak tylko mógł zaczął je wyjmować. Starałem się nie krzywić z drobnego bólu jaki wywoływał każdy usunięty odłamek szkła, lecz nie do końca mi się to udawało.
-Naprawdę cię przepraszam – powiedziałem spoglądając na chłopaka.